Film obejrzałem skuszony nazwiskiem Mamoru Oshii. To był błąd.
Kiru to zbiór czterech odrębnych historii, które miały być chyba w zamierzeniu parodią konwencji kina samurajskiego (zemsta, bushido, "zły" miecz)
Niestety, są zupełnie niedorzeczne jak na poważny film, a jako parodia też nie sprawdzają się zupełnie. Coś jak sen szaleńca.
Kto nie widział nic nie stracił, a może wręcz zyskał 80 minut, bo tyle, mniej więcej, ten film trwa.