Film nie jest jakoś specjalnie dramatyczny, krew się nie leje, żadna sympatyczna postać nie umiera itd. Takie w miarę zwyczajne życie amerykańskiego scenarzysty, któremu trochę świat się wali na głowę. Nie jestem jednak w stanie przypomnieć sobie ani jednej śmiesznej sceny. Może osobie opisującej film chodziło o szefa narwańca? Nie mam pojęcia. Komedii w tym filmie nie dopatrzyłem się nawet za grosz.
Dobrze, że dopisałeś słowo "sympatyczna" ;-)
To prawda, wczoraj film oglądałam i również żadnej zabawnej sceny nie pamiętam. Z kolei jakimś prawdziwym dramatem to tego filmu też bym nie nazwała.
Film nawet przyjemny w odbiorze, ale jakieś większe refleksje to mnie po nim nie dopadły. Tak czy siak można obejrzeć.